Kampania Secondhand First lekarstwem na "szybką modę"?
Poniedziałek, 19.12.2016. Katarzyna Salus
Kampania Secondhand First lekarstwem na "szybką modę"?
Fot. Fundacja Traid
W Wielkiej Brytanii ruszyła niedawno kampania, która ma skłonić konsumentów do radosnego buszowania w secondhandach, do poszukiwania „odzieżowych skarbów” i zaangażowania się na rzecz “aktywizmu naprawczego” („napraw, zamiast kupować nowe”). Kampania #Secondhandfirst to dobry przykład na ograniczanie góry odpadów tekstylnych, która wciąż rośnie i rośnie - także w Polsce.
Według aktywistów, kupowanie ubrań z drugiej ręki mogłoby pozytywnie wpłynąć na środowisko i zredukować tzw. ślad węglowy generowany przez branżę modową. W Wielkiej Brytanii ok. 10 tys. sztuk ubrań wysyłane jest na wysypisko śmieci co pięć minut. Oznacza to, że rocznie na wysypiska śmieci trafia ponad 350 tys. ton nadających się do noszenia ubrań.
 
Większość z nas posiada co najmniej jedną parę dżinsów, ale niewielu wie, że potrzebowalibyśmy aż 14 lat, by wypić tyle wody, ile potrzebne jest do wytworzenia jednej pary dżinsowych spodni.
 
Ile razy miałeś na sobie te ubrania, co dzisiaj?
 
Badanie brytyjskiej fundacji WRAP (Waste and Resources Action Programme) pokazuje, że przeciętna osoba nosi ubranie zaledwie 6-7 razy, zanim je wyrzuci.
 
“Kupowanie rzeczy z drugiej ręki ma także wymiar społeczny i kulturowy” – mówi Maria Chenoweth-Casey, dyrektorka Fundacji Traid, która zainicjowała kampanię. – Tkwi tu bowiem potencjał do przekształcenia ludzi z konsumentów w obywateli, a także osłabienia wpływu reklam i korporacji na kreowanie naszego stylu i kształtowanie tożsamości.”
 
W listopadzie 2016 roku, 13 hinduskich pracowników branży odzieżowej zmarło w pożarze warsztatu w Ghaziabad w Indiach. Ich śmierć nadeszła w trzy lata po zawaleniu się fabryki Rana Plaza w Bangladeszu, w której zginęło ponad 1100 pracowników. Katastrofa ta skłoniła niektórych, od marek ubraniowych po indywidualnych konsumentów, do zastanowienia się nad tym, skąd bierzemy ubrania i za jaką cenę.
 
„Szybka moda to jeden z najbrudniejszych przemysłów na świecie, ustępujący tylko przemysłowi naftowemu. W tym kontekście wątpliwym jest, żeby nasza kampania #Secondhandfirst spowodowała bezsenne noce u detalistów odzieżowych. Nie mniej jednak, mamy siłę, by inspirować konsumentów do kupowania mniejszej ilości nowych rzeczy, tym samym zmniejszając popyt na sezonowe tak zwane “must have” – mówi Leigh McAlea z Fundacji Traid. “Ludzie, którzy produkują nasze ubrania, są dla nas tak odlegli, że zazwyczaj nie myślimy o tym, że są to ludzie z życiem i aspiracjami, które mogą w jakiś sposób się przecinać lub zbiegać z naszymi. Głosy pracowników branży odzieżowej są rzadko słyszalne, pomimo świadomości dotyczącej warunków pracy w zakładach odzieżowych. Nawet takie katastrofy, jak zawalenie się budynku fabryki Rana Plaza, nie sprawią, że konsumenci masowo odwrócą się od sieciówek.”
 
Wydarzenia związane z kampanią #Secondhandfirst Week odbyły się w wielu miejscach w Londynie. W programie znalazły się takie atrakcje jak nocne zakupy w 11 sklepach z używaną odzieżą, czy pokaz filmów przygotowanych przez pracowników branży odzieżowej z Kambodży. Kupujący byli także zachęcani do podpisania deklaracji - obietnicy, że będą nosić przynajmniej kilka ubrań z „ciucholandu” w tygodniu. „Niekoniecznie trzeba kupować wszystkie ubrania w secondhand'ach. Można się wymieniać, pożyczać, naprawiać stare.” – twierdzi McAlea.
 
Kampania ma zmotywować ludzi do zmiany nawyków, ale nie poprzez koncentrowanie się na poczuciu winy. Aktywiści podkreślają jej rozrywkowy i twórczy potencjał, który tkwi w pozyskiwaniu ubrań w sposób bardziej zrównoważony.
 
Komentarze