Historia Oum Chan Sreyneth, pracownicy fabryki odzieżowej Wei Xi, dostawcy Zara
Oum Chan Sreyneth jest zupełnie nowa w przemyśle odzieżowym. Ta dwudziestolatka niecały rok temu dołączyła do swojego brata i dwóch sióstr w Phnom Penh, żeby pracować jako szwaczka w fabryce Wei Xin, dostawcy firmy Zara.
„Ile zarabiam miesięcznie? Nie wiem. Kierownicy nie wydają nam odcinków wypłat, a kiedy już je dostaniemy, to nic z nich nie rozumiemy. Wiem tylko, że dostaję 4,5 centa za 12 uszytych sztuk. To wszystko”.
To stwierdzenie może się wydawać zaskakujące, ale przypadek Sreyneth nie jest w Kambodży odosobniony. Wiele innych fabryk tak jak Wei Xin wykorzystuje ubogą, niewykształconą i często niezorganizowaną siłę roboczą odmawiając pracownikom podstawowego prawa do informacji.
We wrześniu 2010 roku Sreyneth i jej koleżanki i koledzy zastrajkowali, żeby zaprotestować przeciwko tej polityce nieprzejrzystości. Potępili także kierownictwo za wielokrotne odmowy płacenia za nadgodziny i zapewniania kontraktów zatrudnienia na okres dłuższy niż sześć miesięcy.
„W zeszłym miesiącu nie mieliśmy innego wyjścia niż rozpocząć kolejny 15-dniowy strajk. Trudno strajkować, bo wszyscy pracują tu na umowie krótkoterminowej i można nas łatwo zwolnić. Ale nie mamy wyboru. Na szczęście w fabryce działa związek C.CAWDU. Zanim powstał związek, cały czas zmuszano nas do niepłatnych nadgodzin. Teraz sytuacja się poprawia, ale pozostają problemy z płacami i umowami”.
Ze względu na problemy z przejrzystością w Wei Xin, Sreyneth nie wie, czy rzeczywiście ma zagwarantowaną minimalną płacę w wysokości 61 dolarów, czy nie. Ponieważ pracuje na akord, wie, że może zarobić do 120 dolarów miesięcznie, jeśli pracuje szybko i bierze nadgodziny.
„Mogę tyle zarobić, bo potrafię szybko pracować. Ale wiele koleżanek i kolegów dostaje tylko 80 dolarów, bo są wolniejsi i często chorują. Ja też choruję, ale pracuję codziennie. Mam zniekształcenie nosa, które utrudnia mi oddychanie i cierpię na chroniczne bóle głowy. Poszłam do lekarza, który powiedział mi, że potrzebny jest zabieg chirurgiczny. Ale to by kosztowało 200 dolarów, a ja nie mam tyle pieniędzy. Biorę więc tradycyjne leki, które kupuje mi mama na prowincji. Ale nie pomagają”.
Rodzice Sreyneth mieszkają w prowincji Koh Kong z młodszą córką. Co miesiąc muszą spłacić ratę swojego długu w wysokości 2000 dolarów zaciągniętego na zakup pieca do wypieku ciast, by wykarmić ich pięcioro dzieci. „Kiedy byliśmy mali, sprzedawaliśmy z braćmi i siostrami ciasta, żeby przynieść do domu trochę pieniędzy. Teraz, kiedy mieszkam w Phnom Penh, staram się wysyłać mamie co najmniej 50 dolarów na spłatę długu i opłaty za szkołę mojej siostry. Ale w zeszłym miesiącu nie mogłam nic wysłać, bo był strajk…”
Żeby zaoszczędzić, Sreyneth mieszka w jednym pokoju z bratem i dwiema starszymi siostrami. „Udało nam się znaleźć pokój za 24 dolary miesięcznie, więc każde z nas płaci 6 dolarów za czynsz. To całkiem nieźle, a ponieważ do fabryki mam tylko 200 metrów, mam czas, żeby rano uczyć się angielskiego. Zaczęłam naukę kilka miesięcy temu. Mam zajęcia w soboty i niedziele wieczorem. Kosztuje to 4 dolary miesięcznie, ale to dobra inwestycja, jeśli chcę rzucić pracę w fabryce. Mam kuzynkę, która uczyła się przez jakiś czas angielskiego i poznała Amerykanina, który się z nią ożenił. Mogła rzucić fabrykę i ma teraz lepsze życie”.
Lepsze życie. Daleko od tych 2000 rieli [0,5 dolara], które może wydać dziennie na posiłki. Życie, w którym mogłaby sobie kupić nowe ubrania, nie zaciągając długu. Życie, w którym nikt by na nią nie krzyczał, gdyby poprosiła o zwolnienie lekarskie. Życie, w którym mogłaby należeć do związku zawodowego bez narażania się na dyskryminację i zastraszanie.
„Ostatnio kierownicy kazali pracownikom odbić odcisk kciuka na pustej kartce. Nikt nie wiedział, o co chodzi. Ale dziś już wiemy, że ten papier będzie wykorzystany jako dowód wystąpienia ze związku. To podstęp. Znów próbują nas oszukać. Ja odmówiłam podpisania, ale inni podpisali. To dlatego musieliśmy strajkować w minionych miesiącach. Ostatni strajk zakończył się dopiero dwa tygodnie temu i nie wiem, czy będzie jakiś postęp. Ale tak czy inaczej strajki są pożyteczne, bo uczymy się walczyć o nasze prawa, o nasze świadczenia. Chcemy dostawać odcinki wypłat i rozumieć, ile naprawdę nam się należy. Tylko o to prosimy”.