Nowy, wspaniały 2010
Środa, 13.01.2010. justyna
Nowy, wspaniały 2010
Autor: http://www.flickr.com/photos/garibaldi/
Przyszedł czas pozesonowych wyprzedaży. Czy jeśli będziemy mieć jeszcze więcej będzie nam jeszcze lepiej? Czy przyrost PKB sprawi, że będziemy szczęśliwsi? Jesteśmy indoktrynowani przez konsumeryzm. Jak tak dalej pójdzie, skonsumujemy planetę Ziemię i wyruszymy w kosmos łowić inne okazje. 
Na podstawie artykułu Georga Monbiota, opublikowanego w czasopiśmie The Guardian 5 stycznia 2010.
 
Kto to powiedział? “Wszystko wskazuje na to, że po osiągnięciu standardu życia jaki mamy w Wielkiej Brytanii wzrost gospodarczy przestaje automatycznie przekładać się na dobrobyt i szczęście ludzi”. Czy był to a) szef Greenpeace, b) dyrektor NEF (think-tanka nastawionego na ekonomię zrównoważonego rozwoju), czy c) anarchista planujący kolejny protest klimatyczny? Nikt z powyższych: d) były szef Konfederacji Przemysłu Brytyjskiego, McKinsey & Co i obecny przewodniczący brytyjskiego Urządu Usług Finansowych. (1)
 
W głębi serca wszyscy wiemy, że to prawda, ale żyjemy, jakby tak nie było. Rządy są osądzane na podstawie tego jak sprawiają, by pieniądz się toczył, nieważne czy będzie to służyło jakiemukolwiek użytecznemu celowi. Uważają za swój święty obowiązek napędzać ten najbardziej odrzucający ze spektakli: szał zakupów, w którym masy ludzkie zadeptują sklepy po to by wynieść z nich jak najwięcej modnych towarów, które wylądują na śmietniku jeszcze przed przyszłorocznymi wyprzedażami.
 
Nic nie możemy poradzić na utożsamianie wzrostu gospodarczego i dobrobytu, mimo że wiadomo iż nie są tym samym. Słabe wyniki gospodarki są zawsze powodem do smutku, o wzroście czytamy że gospodarka „wygrzebuje się z dołka” a „rekordowa sprzedaż” to świetne wieści, nawet jeśli jej przedmiotem jest bezwartościowy chłam. Obrońcy tego poglądu twierdzą, że wysoka konsumpcja bogatych przynosi wiele korzyści uboższym. Być może, ale to bardzo nieefektywne narządzie, jeśli po około 60 latach tej uczty nadal istnieje około 800 milionów ludzi głodnych, a od pełnego zatrudnienia jesteśmy dalsi niż zanim się ona zaczęła.
 
W nowym referacie opublikowanym przez Philosophical Transactions, piśmie naukowym wydawanym przez Królewskie Towarzystwo Naukowe, Sir Partha Dasgupta stwierdza, że problem z przyrostem produktu krajowego brutto tkwi w „przyroście” (2). W rachunku nie ma żadnych wartości ujemnych, a każda ekonomiczna aktywność człowieka jest dodawana jakby była pozytywna. Uciążliwość społeczna, degradacja środowiska, a nawet nieszczęśliwe zdarzenia są dodawane, a nie odejmowane od tak mierzonego standardu życia. Wypadek pociągu, który wygeneruje milionowe koszty naprawy trakcji, rachunków ze szpitali i domów pogrzebowych jest w świetle kryterium PKB równie korzystny, jak sprzedaż biletów na kilkudniowy festiwal tysiącom fanów.
 
Wszystko to można głosić bez strachu o jakiekolwiek represje ze strony systemu, ale praktycznie konsumeryzm jest jednak systemem totalitarnym: przesiąka każdy aspekt naszego życia. Nawet nasze niezadowolenie z systemu jest ładnie pakowane i sprzedawane jako anty-konsumpcjonistyczna konsumpcja, na którą również można wykreować modę. Omniobecna reklama jest formą wywierania presji i zasadniczo wpływa na nasz wybór, nie tylko konkretnej marki ciuchów czy modelu komputera, ale też w ogóle na sposób bycia w świecie. Jest ona propagandą konkretnego modelu życia, której praktycznie nie da się kontestować, chcąc jednocześnie normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Jak bardzo zbliżyliśmy się już do huxsleyowskiego nowego, wspaniałego świata, w którym dzieci od kołyski wsłuchiwały się w szept „kocham nowe ubrania”?
 
Oto komentarz internauty: “Musimy wyrwać się z tego małego światka w przestrzeń kosmiczną... jeśli ma to pochłonąć wszystkie surowce planety żeby nas tam wyprawić, niech tak będzie. Jakkolwiek je zużyjemy, jakkolwiek zużyjemy energię słońca i bogactwa mineralne tej planety i innych w naszym systemie planetarnym, albo wykorzystamy je żeby odkrywać i podbijać nowe światy, a przez to staniemy się czymś więcej niż ryjącymi w ziemi niby-inteligentnymi zwierzętami, albo wymrzemy jako gatunek”(3). W tym komentarzu ujawnia się ekstremum konsumpcjonizmu: Ziemia staje się czymś jednorazowego użytku. I ta koncepcja w niektórych kręgach wydaje się bardziej akceptowalna, niż jakakolwiek powściągliwość z wydawaniu pieniędzy. Pomysł, że mielibyśmy skakać, jak obcy w „Dniu niepodległości”, z planety na planetę, konsumując ich bogactwa a następnie przenosząc się na kolejne, jest uważany przez pewne osoby za bardziej prawdopodobny i pożądany, niż zmiana sposobu w jaki mierzymy nasz dobrobyt.
 
 
Komentarze